Home Geschichte FKR O/S Gästebuch Forum Links Sonstiges

Jak wyglądało Olesno w II połowie XVIII wieku?

Wędrując drogą Gorzowską dochodziło się do Olesna od strony północnej. W odległości 1,5 km od miasta natrafia się na piękny drewniany kościół pod wezwaniem św. Anny, w pobliżu którego protektorzy postawili około 30 bud, zbudowanych dla szynkarzy z chrustu świerkowego i sosnowego. W oddali na tle błękitnego nieba, rysuje się sylwetka majestatycznie stojącej wieży kościoła parafialnego, królująca nad wszystkimi dachami miasta. Droga, wijąc się poprzez kolorowe pastwiska i pola, kończy się przed Bramą Północną miasta. Z tej właśnie strony rozciągało się Małe Przedmieście, a na nim pojedyńczo stojące domy, których właściciele utrzymywali się przeważnie z rolnictwa. Na lewo, przed wejściem do miasta, znajdował się ponury budynek zbudowany z gontów, w którym mieścił się szpital i przytułek miejski, a obok niego stał drewniany kościółek pod wezwaniem Ciała Chrystusowego. Wokół tego kościółka rozciągał się cmentarz, na którym grzebano zmarłych różnych wyznań.

Przez rzekę i bagna otaczające przedmurza z północnej strony, przechodziło się mostem zbudowanym z okrąglaków, mocno już nadwyrężonych. Do miasta wchodziło się przez szpiczasto sklepioną bramę (rozebraną w 1815 roku z polecenia radcy prawnego Richtera), a zaraz za nią trafiało się na ulicę prowadzącą wprost na rynek. Północny narożnik rynku oddalony był od bramy o około 80 m. Po przeciwnej stronie miasta znajdowała się również brama, nazywana Południową, Czerwoną lub Opolską. Oddalona była od południowego narożnika rynku o około 100 m. Obok niej stała gruba wieża, na sześć pięter wysoka, w której mieściło się więzienie wraz z katownią. Pod koniec XVIII wieku budowla ta zaczęła się rozpadać, dlatego też w 1805 roku rozebrano ją do połowy, a w 1823 roku zburzono zupełnie.

Obszar miasta wyznaczały wówczas: mury obronne pochodzące z końca XIV wieku, równie stare wały ziemne oraz palisady. Mury znajdowały się na południu i północy miasta. Od zachodu naturalną przeszkodą był duży staw, a dodatkową ochronę z tej strony stanowiły: wał ziemny, palisada, podmokły teren i lasy. Wschodnią stronę miasta zabezpieczały: stosunkowo duży wał ziemny, palisada i fosa. Fosę miejską tworzyły trzy rzeki: Młynówka z Pisarką od północy i wschodu oraz Potok Młyński (vel Ciurek Oleski) od południa. Na południowy – wschód i północny – wschód od miasta fosa była podwójna. Między dwoma wałami zabezpieczającymi Olesno od wschodu znajdowała się również fosa, łącząca rzeczki Pisarkę i Potok Młyński. Pewną przeszkodą był również znajdujący się przy Bramie Południowej Staw Proboszczowski.

Miasto otoczone umocnieniami miało kształt rombu i zajmowało powierzchnię 8,8 ha. Południowo – wschodnia część muru miejskiego miała około 480 m długości, południowo – zachodnia 260 m, północno – wschodnia 350 m, a północno – zachodnia 230 m. Środek tego rombu zajmował nieproporcjonalnie duży rynek (60 x 70 m) stanowiący centrum miasta. Rynek ten miał kształt prostokąta i przesunięty był nieco w kierunku północno – zachodnim. Na centralnym placu miasta znajdowały się dwie statuły, które szczęśliwie dotrwały do naszych czasów. Pierwsza z nich, przedstawiająca Matkę Boską Niepokalanie Poczętą wzniesiona została w 1697 roku. Uroczyste poświęcenie tej statuły odbyło się 28 lipca 1698 roku. Posąg ten umieszczono na środku rynku prawdopodobnie po to, aby zagospodarować wolne miejsce, na którym kiedyś stał ratusz, rozebrany w połowie XVII wieku.

Druga statuła, wyobrażająca św. Jana Nepomucena, wzniesiona została prawdopodobnie w 1753 roku. Ufundował ją ówczesny prałat i proboszcz oleski Leopold Ignacy Labor (1748 – 1755), który w ten sposób pragnął podziękować Bogu za otrzymanie godności infułata. Figura przedstawiająca św. Jana Nepomucena znajdowała się wcześniej w niszy jakiegoś budynku, może stojącego nad rzeką lub mostem. Potwierdza to niemal płaskie wykończenie tylnej części tej rzeźby. Kunsztowną balustradę okalającą ten posąg odnowił w 1758 roku mistrz ślusarski Tomasz Labor († 1765), a w pierwszym dziesięcioleciu XIX wieku uczynił to samo inny z członków rodziny Labor.

W południowo – wschodnim narożniku rynku stał ratusz zbudowany w 1662 roku. Budowla ta, pierwotnie dwupiętrowa, pokryta gontem, zaopatrzona w wieżę z zegarem i „dzwonem grzeszników“, używanym podczas wymierzania kar skazańcom, po pożarze miasta, który miał miejsce 2 kwietnia 1722 roku, w niczym nie przypominała okazałej zazwyczaj siedziby burmistrza. Do małego, czarnego budynku z zakratowanym frontowym oknem wchodziło się przez starą, niską szopę, zrobioną ze zwykłych desek. Budowla ta posiadała piwnicę oraz jeden pokój, w którym odbywały się sesje radnych. W pokoju tym mieściło się również archiwum miejskie. Tak więc w II połowie XVIII wieku oleski ratusz znajdował się w nie najlepszym stanie.

Przed siedzibą burmistrza stał zniszczony pręgierz, który trafiony przez piorun 2 sierpnia 1687 roku, ciągle pozostawał nie odnowiony. Obok ratusza znajdowała się na wpół zawalona komora, a w niej tzw. „hiszpański płaszcz“ (rodzaj beczki) z otworem u góry, przez który przestępca wystawiał głowę i tak oprowadzany po mieście, musiał odbywać swoją karę. Na przeciwko pomieszczenia z wagą stał browar miejski zbudowany z gontów. Przy uliczce prowadzącej od ratusza na południe, po prawej stronie stał nowy budynek szkolny zbudowany z muru pruskiego i otynkowany gliną.

W północno – zachodniej części miasta znajdował się kościół parafialny pod wezwaniem św. Michała Archanioła zbudowany w 1723 roku. Poprzedni, podobnie jak ratusz, spalił się w czasie wielkiego pożaru Olesna w 1722 roku. Odbudowany kościół posiadał olbrzymią wieżę, która miała wysokość około 63 m i widoczna była aż z Dobrodzienia. Wieżę tą ozdobiono ośmioma złoconymi kolumnami. Na niej znajdowały się: trzy dzwony: „Św. Michał“, „Św. Augustyn“ i „Maria Panna“ (ten ostatni odlany został w 1750 roku przez oleskiego ludwisarza Jana Krystiana Nergera) oraz bijący zegar. Generalny remont wieży przeprowadzono w 1787 roku, a fundusze na ten cel zebrano za pomocą hojnych składek parafian i ogólnej kwesty po domach, na którą trzeba było uzyskać królewskie zezwolenie. Wokół kościoła znajdował się cmentarz. Oleska świątynia parafialna otochona była wysokimi kasztanami i kilkusetletnimi lipami. Na rozległym dziedzińcu farnym znajdował się stary budynek klasztorny (gruntownie przebudowany w 1660 r.), przykryty unikalnym w okolicy włoskim dachem. Do budynku klasztornego przylegały pomieszczenia gospodarcze probostwa, a tuż za nimi znajdowała się siedziba pańska, czyli dworek należący do właścicieli miasta. Na przeciwko tych budynków stały: zabudowana już część starej wieży, nowa masywna wartownia i remiza przeciwpożarowa jednocześnie oraz szopa na drabiny ogniowe, zbiorniki wodne, bosaki itp. Te trzy zabudowania znajdowały się w cieniu kilku drzew, m.in. klonu zwyczajnego, klonu polnego i jarzębiny.

Wokół rynku i wzdłuż uliczek stały domy mieszczan, a przy nich zabudowania gospodarskie, jak: szopy, stodoły, obory czy stajnie. Przed domami na rynku leżały wielkie sterty drzewa opałowego, desek i kamieni. Zaułki boczne zapełnione były obornikiem. Na ulicy prowadzącej z rynku do Solnego Rynku utworzyły się głębokie doły, które mieszczanie napełniali ściółką leśną i perzem. Bruk uliczny miasta znajdował się w bardzo złym stanie.

Na podstawie planu Olesna autorstwa Friedricha Bernharda Wernhera (ok. 1689 – 1778), sporządzonego w 1766 roku, można stwierdzić, że w mieście znajdowały się 144 zabudowania w obrębie murów, z czego domów mieszkalnych mogło być około 125. Na przedmieściach widocznych jest tylko 47 zabudowań razem z kościołem Ciała Chrystusowego.

Według danych pruskiego statystyka Fryderyka Alberta Zimmermanna (1745 – 1815) pochodzących z 1782 roku, w Oleśnie znajdowało się wówczas 157 domów mieszczan w mieście i 91 na przedmieściach. Natomiast w tabelach ststystycznych Śląska z 1787 roku wymienia się tylko 131 domów mieszkalnych w mieście i 102 domy na przedmieściach. Różnica między danymi z 1782 roku i 1787 roku wynika prawdopodobnie również i z tego, że Zimmermann do budynków mieszczan wliczył także zabudowania gospodarskie. Powodem wzrostu liczby domów na przedmieściach mógł być napływ do Olesna nowej ludności, związany z procesem kolonizacji fryderycjańskiej. Tabele statystyczne Śląska podają dokładniej inwentarz zabudowań miasta, na podstawie którego można stwierdzić, że w 1787 roku znajdowało się w Oleśnie: 5 zabudowań należących do właściciela miasta (w tym 4 na przedmieściach), 1 karczma, 2 browary, 2 młyny wodne, 6 foluszy, 1 manufaktura skór i 132 stodoły (lub szopy). Tylko 6 domów pokrytych było dachówką, pozostałe 227 zabudowań gontem lub słomą. W mieście znajdowały się 23 pustki. Olesno posiadało wówczas również dwie latarnie. Domy mieszczan usytułowane były szczytowo, a więc ich drewniane szczyty znajdowały się od strony ulicy. Między chatami sterczały długie drewniane rynny. Niektóre z zabudowań mieszkalnych były dwupiętrowe. Zgodnie ze starym zwyczajem przejętym po przodkach, mieszkańcy Olesna przyozdabiali swoje domostwa malowidłami wyobrażającymi róże. Ściany domów były przeważnie zielone, a rzadziej niebieskie. Wewnętrzne ściany domów były heblowane i nie malowane. Większość chat miała z przodu tylko małą izdepkę, a od strony podwórza dużą izbę wraz z komorą. Z tylnej strony większości zabudowań znajdowały się pola, co niewątpliwie świadczyło o rolniczym charakterze ówczesnego Olesna. Wokół domów położonych na rynku rozlokowane były ławy, kramy oraz stragany miejscowych kupców, rolników i rzemieślników.

Od rynku biegły dwie najważniejsze ulice w mieście. Jedna – Opolska – w kierunku południowym, ku Bramie Opolskiej, nazywanej też Południową lub Czerwoną. Za nią przed murami miasta, rozciągało się Wielkie Przedmieście. Druga główna ulica, już opisana, biegła w kierunku północnym, ku bramie, z której prowadziły drogi do Kluczborka i Gorzowa. Za bramą tą, nazywaną Gorzowską lub Północną, leżało Małe Przedmieście.

Inne uliczki biegły w kierunku murów miejskich, a odchodząc od tychże, kierowały się wzdłuż umocnień do głównych dróg. Ulica prowadząca od rynku w kierunku zachodnim nazywała się Solną, ponieważ w każdą sobotę sprzedawano tam sól. Jej zakończenie stanowił Rynek Solny, a na północ od niego znajdował się Rynek Garncarski. W pobliżu tych placów, w specjalnie do tego przeznaczonych pomieszczeniach, składowano sól i wyroby garncarskie. Od Bramy Północnej, pod murami, w kierunku wschodnim ciągła się uliczka nazywana Rybną. Tylko na niej pozwalano wówczas sprzedawać ryby. Od rynku w kierunku wschodnim prowadziła droga nazywana uliczką Raków, gdyż tam kiedyś sprzedawano raki złowione w Liswarcie. Ulica, przy której znajdowały się: ratusz, budynek z wagą miejską i browar, nazywała się Różaną. Psim Zaułkiem nazywano ścieżkę prowadzącą od Bramy Opolskiej wzdłuż murów, w kierunku zachodnim. Przy zaułku, po przeciwległej stronie, znajdowała się wspomniana już wysoka wieża, a na jej końcu stał drewniany browar. Na przeciwko tejże wieży znajdowały się pozostałości po dawnej miejskiej gospodzie oraz długiej, drewnianej stajni przylegającej do niej. Jedyna wówczas oleska karczma, należąca do właściciela miasta, znajdowała się w południowo – wschodnim narożniku rynku. Stan nawierzchni ulic nie był najlepszy, mimo że Olesno zostało wybrukowane w 1678 roku.

Poza miastem, na pagórku znajdującym się przy drogach prowadzących do Lublińca i Wysokiej, stał drewniany kościółek, zbudowany w 1710 roku jako wotum dziękczynno – błagalne po wygaśnięciu epidemii dżumy, która panowała w Oleśnie w 1708 roku.

Za murami miasta, przy dzisiejszej ulicy Opolskiej, w miejscu, gdzie obecnie stoi murowany krzyż, znajdowała się szubienica.
                                                                                                                                                   A. Pawlik
                                                                                                                                                                 powrót

Valeska hrabina von Bethusy–Huc (1849 – 1926)

Podczas poszukiwania materiałów źródłowych dotyczących rodu von Bethusy–Huc, nawiązałem kontakt z żyjącą w Münster prof. dr Violą hrabiną von Bethusy–Huc. Dzięki nadzwyczajnej wyrozumiałości tej starszej damy znalazłem się w posiadaniu rodzinnego archiwum tego szlacheckiego rodu. Zbiory te, prawdopodobnie ignorowane przez innych członków rodziny, posiadają niesamowitą wartość historyczną. Uważnie przeglądając stare kroniki i dokumenty, pochodzące nawet z 722 roku (!) odnaleźć można wiele ciekawych informacji, doprowadzających do przysłowiowej „łezki w oku“. Moją szczególną uwagę zwróciła jednak postać hrabiny Valeski, którą niniejszym artykułem pragnę przybliżyć współczesnym. Dotychczas bowiem spośród wielkich wywodzących się z ziemi oleskiej wymienia się jedynie Józefa Lompę i tych co walczyli... Tymczasem z rejonu tego pochodzi znacznie więcej wybitnych ludzi, wyróżniających się osobowością lub osiągnięciami zawodowymi. Do takich osób należy niewątpliwie Valeska hrabina von Bethusy–Huc.

W połowie drogi między Łowoszowem i Wędrynią znajduje się niewielka osada nosząca nazwę Kiełbasin. Tam, jeszcze przed II wojną światową znajdował się mały dworek, nazywany „zameczkiem“. „Była to raczej zwyczajna budowla, bez jakichkolwiek ozdób, posiadająca jedno piętro, siedem okien frontowych i trzy szczytowe. (...) Za wyjątkiem pokoju dziecinnego, który oklejony był tapetą, inne pokoje pomalowane były skromnie. Podłogi wykonane były z jasnego, nie pomalowanego drewna, które często trzeba było wycierać.“ (Wspominała później jedna z mieszkanek tego domu.)

W dworku tym 15 czerwca 1849 roku przyszła na świat najstarsza córka Bertholda Alexandra barona von Reiswitz (1816 – 1879), której nadano imię Valeska. Jej matka Bertha, z domu hrabina von Reichenbach (1825 – 1903), pochodziła z Wierzbicy Górnej. Cechowała ją nadzwyczajna staranność w wychowaniu dzieci, polegająca m.in. na codziennym czytaniu bajek, legend i opowiadań. Matka Valeski wniosła do małżeństwa elemanty kultury polskiej, do których należało m.in. używanie języka polskiego oraz gotowanie potraw typowych dla kuchni polskiej.

Pierwsze słowa młodej baronówny, które nauczała się wymawiać, brzmiały: „cus to tam“, dlatego też w domu rodzinnym zaczęto nazywać ją „Custotan“.

Młoda baronówna szczególnym uczuciem obdarowywała swojego dziadka, mieszkającego w pałacu w Wędryni. Tam też spędzała wiele czasu, urozmajcając raczej ponure życie leciwego wdowca – Johenna Gottloba barona von Reiswitz.

Natomiast ojciec Valeski był nadwyraz surowy dla swoich sześciorga dzieci. Wychowany w pruskiej dyscyplinie, stosunkowo często karcił swoje pociechy, a najbardziej z nich nieco swawolną córkę Valeskę. Jednakże w rodzinie Bertholda barona von Reiswitz szczególny nacisk kładło się na czytanie, nie tylko bajek, ale także poezji. Młoda Valeska chętnie słuchała opowiadań i wierszy. Ulubioną jej lekturą bały jednak baśnie Andersena. Fascynacja bajkami i opowiadaniami nie ograniczała się jednak tylko do ich słuchania. Gdy Valeska skończyła siódmy rok życia, podyktowała swojej matce wymyśloną przez siebie bajkę, której koniec w dowolnym przekładzie na język polski brzmiał następująco: „...korona cesarska spacerując po ogrodach zamkowych ciągle unosiła się pychą, (...) pewnego razu, gdy przechodziła obok pięknej róży, zawstydziła się bardzo, a jej dzwonki pokłonem uniżyłay się przed różą, uznając jej niepowtarzalne piękno...“ – pisała siedmioletnia dziewczynka.

Wkrótce później zmarł jej ukochany dziadek. Valeska bardzo przeżyła jego śmierć i do tego stopnia nie umiała pogodzić się z odejściem ukochanej osoby, że rodzice postanowili przewieźć ją do dziadków ze strony matki. Zaraz po przybyciu do Wierzbicy Valeska otrzymała od babci ilustrowaną mitologię grecką. Książka ta wywarła ogromne wrarzenie na małej baronównie i pozwoliła jej ukoić ból po stracie ukochanego dziadka.

Wkrótce później Valeska odbyła kolejną podróż, która głęboko utkwiła jej w pamięci. Otóż po powrocie z Wierzbicy do Kiełbasina rodzice Valeski zdecydowali się na tygodniowy wyjazd do Berlina. Podróż rozpoczęła się powozem aż do Opola, gdzie Valeska po raz pierwszy zobaczyła żelazną kolej, którą państwo von Reiswitz udali się dalej do Wrocławia. Tam zarezerwowany był dla nich hotel. Po zwiedzeniu Wrocławia rodzina Veleski kontynłowała dalszą podróż. Gdy pociąg przybył już do Berlina Valeska miała powiedzieć swoim rodzicom: „Tylko domy i domy, i to ma być Berlin?“. Nawet Brama Brandenburska i pałac królewski nie wywarły na niej żadnago wrażenia. Gdy ojciec zwrócił jej uwagę na przejeżdżającą właśnie ulicami miasta królową, Valeska stwierdziła nieco cynicznie: “Ta pani? Ona miała przecież całkiem zwyczajny płaszcz i do tego nie miała żadnej korony.“ Ojciec, znużony kaprysami córki, miał odpowiedzieć: “Gdybam wiedział, że ty jesteś jeszcze taka głupiutka, to wcale bym ciebie w tą podróż nie zabrał.“

Nieoczekiwanie jednak wydarzyło się coś, co rzeczywiście poruszyło młodą baronównę. Była to wizyta w berlińskiej operze, a rodzina von Reiswitz obejrzała wówczas „Trubadur“ Verdiego. Zaskakująca inscenizacja oraz imponująca muzyka tej opery do tego stopna wzruszyły Valeskę, że po powrocie do hotelu nie mogła ona zasnąć, zalewając się łzami. Matka próbując uspokoić swoją córkę miała jej powiedzieć: „Nie bądź taka naiwna, przecież to całe przedstawienie jest tylko wymyśloną grą“. Na co Valeska odpowiedziała: „To nie prawda, a ty się wcale na tym nie znasz“.

Wkrótce podróż do Berlina dobiegła końca. Po powrocie do Kiełbasina rodzice Valeski postarali się o guwernantkę dla młodej baronówny. Dwa lata później (1862 r.) posłano Valeskę do żeńskiego pensjonatu w Żaganiu, a po konfirmacji w następnym roku rozpoczęła ona naukę w szkole dla dziewcząt w Berlinie. Ponieważ nauka nie przysparzała jej żadnych kłopotów, Valeska poświęcała chwile wolnego czasu na czytanie poezji oraz na pisanie wierszy i bajek. Swojej matce na urodziny podarowała zbiór opowiadań i wierszy, który opatrzony został niecodziennym tytułem, jak na prezent dla matki przystało; „Fleiß ist eine schöne Tugend, übe sie schon in der Jugend“ („Pilność to piękna cnota, ucz się jej już za młodu“). Mimo nieco infantylnego tytułu treść tego zbioru okazała się nadwyraz dojrzałą i interesującą.

Po ukończeniu szkoły w Berlinie Valeska powróciła do Kiełbasina. Zimą 1867 / 1868 roku odbyło się w Oleśnie wielkie przedstawienie teatralne, zorganizowane przez miejscową młodzież i tutejszych nauczycieli. W przedstawieniu tym Valeska odegrała główną rolę, a jej partnerem był Eugeniusz hrabia von Bethusy–Huc (1842 – 1926). Młodzi aktorzy bardzo się polubili i jak to często bywa, z sympatii zrodziła się miłość.

Ich ślub odbył się w Oleśnie 2 kwietnia 1869 roku. Ceremonii tej przewodniczył tutejszy pastor Leopold Polko (1847 – 1883), ten sam, który ochrzcił Valeskę. Po ślubie młodzi zamieszkali w Zdzieszowicach koło Leśnicy, wiosce zakupionej wspólnie przez ojców nowożeńców.

W Zdzieszowicach spędziła (teraz już) hrabina Valeska część swojego życia jako „pani na włościach“. 8 maja 1873 roku urodziło się ich pierwsze dziecko – syn Albrecht Eugen, a 21 lutego 1876 roku córka Irma Elmire. W krótce później Valeska zdecydowała się na publikację swoich pierwszych opowiadań. Przyczynił się do tego dobry znajomy Valeski baron Dyhern, który bez jej wiedzy przesłał do drukarni bajkę napisaną przez nią w dzieciństwie, a zatytułowaną „Der Schmetterlingskönig“ („Król motyli“). Po jakimś czasie hrabina otrzymała pocztą ilustrowaną książkę wraz z 18 Talarami honorarium. Wydarzenie to nie spodobało się jednak rodzinie Valeski, a szczególnie krytycznie odnosiła się do tej publikacji jej matka, ostrzegając przed trudnościami, czekającymi kobiety parające się pisarstwem. Nacisk matki był tak silny, że Valeska przez trzy lata respektowała jej wolę. Pragnąc załagodzić sytuację Valeska ze swojego honorarium zakupiła wspaniałe biurko i podarowła je mężowi, który również nie popierał pisarskiej kariery swojej żony.

Wewnętrzne opory Valeski przełamane zostały dopiero podczas dłuższego pobytu męża w Koźlu. Potajemnie posłała ona swoje opowiadania i wiersze do gazety zajmującej się modą, a artykuły te podpisała „Grf. Bethusy–Huc“, co oznaczać mogło zarówno hrabiego jak i hrabinę. Natomiast nowele podpisywała swoim panieńskim nazwiskiem – von Reichenbach.

Ośmielona rosnącą popularnością, hrabina Valeska co raz więcej opowiadań posyłała potajemnie do popularnych wówczas czasopism „Über Land und Meer“ i „Daheim“. Mąż dowiedział się jednak o tajemnicy żony odkrywając pokwitowania honorariów za publikacje. Ogromnie poruszony zastrzegł swojej małżonce, że ta cała pisanina musi odbywać się w tajemnicy przed rodziną i znajomymi. Natomiast matka Valeski, ciesząc się z popularności artykułów podpisywanych „M. von Reichenbach“, zadawała sobie pytanie, czy ten ktoś jest z nią blisko spokrewniony.

Od redaktora naczelnego pisma „Über Land und Meer“ hrabina Valeska otrzymywała listy miłosne, gdyż ten uważał ją za mężczyznę i chciał ją zeswatać ze swoją siostrą. Redaktor ten nadał jej także imię „Moritz“ von Reichenbach.

W tym czasie ukazują się jej kolejne zbiory wierszy m.in. „Mein und meines Pudels Karneval“. Valeska zapoznała również żonę swojego brata Rudolfa, której ojciec Gustaw von Moser dostarczył jej wiele fachowej pomocy i wspierał ją duchowo.

W wyniku choroby dzieci hrabina musiała wyjechać z nimi do sanatorium Bad Gräfenberg. Tam zapoznała Wincentego Gentza, który zaraził ją pasją do muzyki. W tym czasie napisała swoją pierwszą powieść zatytułowaną „Der Sohn des Flühtlings“ („Syn uciekiniera“), w której główny bohater, podobnie jak Gentz, był również muzykiem. Nie zaprzestała jednak pisania wierszy, opowiadań, czy artykułów do wyżej wspomnianych gazet, wśród których zdobyła wysokie uznanie i poważanie. Naciskani wolą czytelników, naczelni redaktorzy obu pism, poprosili hrabinę, piszącą nadal pod pseudonimem, o zgodę na opublikowanie zdjęć autora. Zrozpatrzona hrabina udała się najpierw do Lipska, do redakcji czasopisma “Daheim“, gdzie przyjął ją redaktor naczelny Wilhelm Pantenius. Z Lipska Valeska pojechała do Drezna, by spodkać się z malarzem Karolem Ehrenberg, którego obrazy już dawno ją zachwycały. Stamtąd pojechała do Stuttgartu, do redakcji czasopisma „Über Land und Meer“. Tam również wyjaśniła pomyłkę dotyczącą swojej osoby.

W podróży powrotnej zatrzymała się we Wrocławiu, gdzie zobaczyła kilka przedstawień teatralnych oraz odwiedziła muzea. Po powrocie do Zdzieszowic, w ciszy i monotonni wiejskiego życia, hrabina Valeska spędziła sporo czasu na przyswojeniu wrażeń z podróży. Wówczas to powstała powieść zatytułowana „Roman eines Bauernjungen“ („Powieść chłopca wiejskiego“).

W późniejszym czasie Valeska często podróżowała do Berlina, gdzie poznała Helenę Lange, pod której opieką organizowane były pierwsze kursy gimnazjalne dla kobiet. Pod jej wpływem powstała powieść „Frauen“ („Kobiety“).

Valeska zwiedziła także Śląsk, a w Katowicach poznała ubóstwo i ciężką pracę robotników. Rezultatem tej podróży były powieści „Die Lazinskys“ („Łazińscy“) i „Der schöne Erwin“ („Piękny Erwin“). W późniejszym czasie Valeska napisała także inną interesującą powieść zatytułowaną „Glückimwald“ („Szczęśćbór“).

Po kolejnej podróży po przemysłowym Śląsku powstał imponujący reportarz zatytułowany „Die Woche“ („Tydzień“), który ukazał się w książce „Mein Oberschlesien“ („Mój Górny Śląsk“).

Wraz ze swoim kuzynem Edwardem hrabią von Bethusy – Huc, Valeska zwiedziła Warszawę, Częstochowę, Wieliczkę i Kraków. Z nim była również we Włoszech. Po powrocie z tych podróży powstała kolejna powieść zatytułowana „Das Paradies des Teufels“ („Raj diabła“).

W tym okresie życia hrabina Valeska nauczyła się jeździć na rowerze, co było wówczas niemałą sensacją. Uwielbiała także spacerować po okolicznych lasach.

Jakiś czas później napisała kolejną powieść „Ehre der Welaskys“ („Honor Welaskich“), będącą po części autobiografią. Powieść ta początkowo drukowana była we fragmentach w „Berliner Tageblatt“, a następnie jako książka ukazała się pod tytułem „Um die Ehre“ („Wokół honoru“).

Hrabina Valeska lubiła podróżować w góry, ale z powodów zdrowotnych jej córki zmuszona była spędzać wiele czasu nad morzem. Tam też w miejscowości Borkum napisała kilka nowel oraz powieść „Glückskinder“ („Dzieci szczęścia“). Nieco później odbyła także drugą podróż do Włoch, zabierając ze sobą córkę. Stosunkowo często odwiedzała Berlin, gdzie mieszkały jej matka oraz córka Irma, która wyszła za mąż za doktora praw Fryderyka Hegenscheidta. Matka Valeski zmarła w Berlinie (21.07.1903), a ciało jej pochowano w Wędryni.

Natomiast syn Albrecht, nazywany przez ojca Alet, już w dzieciństwie interesował się tym co dziwne i egzotyczne. W 1902 roku został on sędzią sądowym, a sześć lat później wstąpił do służby kolonialnej i wyjechał do Afryki. Tam pracował w Kolonialnym Urzędzie Afrykańskim prowadząc m.in. kancelarię adwokacką. Po I wojnie światowej zamieszkał w Berlinie i został dyrektorem spółki akcyjnej Rütgerswerke.

Mąż Valeski – Eugeniusz, wnuk byłego właściciela Olesna Ernesta hrabiego von Bethusy-Huc, odznaczał się nadzwyczajną siłą. Jedną ręką potrafił podnieść dorosłego mężczyznę, potrząsając go przez kilka minut. Hrabia Eugeniusz był przedewszystkim ziemianinem, a nie arystokratą. W 1901 roku został on posłem partii chłopskiej z Górnego Śląska do parlamentu wrocławskiego. Pełniąc funkcje polityczne często przebywał on we Wrocławiu. Najpierw wynajął mieszkanie w Brzegu przy dawnej ulicy Tauentzin 75 (obecnie ul. Kościuszki), a następnie w 1905 roku przeprowadził się do Wrocławia. Tam też sprowadził swoją żonę. Valeska, opisując to wydarzenie, wspominała: „Miałam wrażenie, iż było to pożegnanie z całym moim dotychczasowym życiem. (...) Tak jak gdyby umarła kobieta, która przez 36 lat życia żyła i gospodarzyła na tym małym skrawku ziemi.“

W 1906 roku mąż Valeski sprzedał Zdzieszowice i zakupił nowe mieszkanie we Wrocławiu znajdujące się przy dawnej Eichendorffstr. 32 (obecnie ul. Szkolna)

Interesując się ezoteryką i modnym wówczas magnetyzmem, hrabia Eugeniusz odbył dwie podróże statkiem: jedną do Indii, a drugą do Japonii. Jak wynika z jego pamiętników, wierząc w reinkarnację, szukał on tam swoich poprzednich wcieleń.

W tym czasie Valeska organizowała we wrocławskim mieszkaniu wiele przyjęć, często nawet dla 120 osób. Podczas jednego z nich poznała redaktora „Schlesische Zeitung“ Otto Röse, który zachęcił ją do dalszego pisania. Dzięki jego inspiracji powstała powieść „Hans der Pole“ („Jan Polak“).

Pasją hrabiny Valeski stały się wieczory towarzyskie, przy których czytano poezję lub fragmenty powieści. Podczas tych wieczorków posilano się ciastem i kanapkami, serwując także herbatę lub piwo. Z zaproszeń hrabiny korzystali wówczas malarze, pisarze, poeci, artyści, redaktorzy gazet i nauczyciele.

W 1911 roku Valeska wraz z mężem odbyła dłuższą podróż do Monte Carlo, Genewy oraz kilku małych kurortów położonych w Alpach. Po powrocie do domu, w styczniu 1912 roku, państwo von Bethusy-Huc podjęli decyzję o sprzedaży mieszkania we Wrocławiu. Mąż Valeski, Eugeniusz, zbliżał się bowiem do siedemdziesiątki i oboje postanowili wyjechać na dłuższy czas do Szwajcarii, by podleczyć nienajlepsze już zdrowie. Początkowo zamierzali osiąść w Lugano, niewielkim mieście, które Valeska znała już ze wcześniejszych podróży. Krótko przed osiągnięciem celu doszła ich wiadomość o wybuchu pierwszej wojny światowej i tysiącach poległych. Jak się później okazało działania wojenne nie oszczędziły najbliższych krewnych Valeski; w walkach o Gorlice w Galicji zginął jej bratanek – ukochany syn jej najmłodszego brata Albrechta. W tym samym czasie czternastoletni syn Valeski, który skierowany został na przeszkolenie wojenne, ciężko się rozchorował i został częściowo sparaliżowany. Sytuację tą opisała Valeska w następujący sposób: „ Kiedy wspominam zimę roku 1914 / 1915 wydaje mi się, że przeżyłam wówczas ciężki sen. W ciągłej niepewności o stan zdrowia naszego ukochanego syna, wiedząc, iż przyjaciele i krewni opłakują swoich bliskich poległych, w strachu o walczących na polach bitwy, w trosce o śląską ojczyznę, zagrożoną przez nadciągających z Galicji Rosjan... (...) Starałam się nie zasmucać dnia bojaźliwymi myślami o przyszłości, lecz brać go takim, jakim był. Nie zawsze się to jednak udawało, ale postanowienie, aby nie wyobrażać sobie nadchodzącego strachu i nieszczęścia, lecz wierzyć w dobry i pomyślny koniec, pomagało mi przetrwać te ponure chwile.“

Jesienią 1914 roku małżonkowie von Bethusy-Huc wynajęli obszerny pokój w pensjonacie w Zurychu, gdzie przebywali obywatele wielu krajów świata, zmuszeni przez wybuch wojny do przedłużenia pobytu w Szwajcarii. Spotkania i rozmowy z Amerykanami, Rosjanami, Anglikami i Francuzami, ludźmi o różnych poglądach, orientacjach społecznych i politycznych, utwierdziły pisarkę w przekonaniu, że nawet wśród przedstawicieli walczących ze sobą narodów nie było nienawiści i wrogości. Matki, wspominała, bały się o swoich synów, rodziny opłakiwały poległych, a wszystkich łączyło pragnienie pokoju w obliczu tak wielkiego nieszczęścia, jakim była wojna.

Po wojnie państwo von Bethusy-Huc nie powrócili do Niemiec. Pozostali w Szwajcarii wynajmując niewielkie mieszkanie w miejscowości Üznach pod Zurychem. W 1925 roku hrabia Eugeniusz doznał wylewu krwi do mózgu. Od tego czasu mówił tylko po francusku twierdząc, że niemieckiego nigdy nie znał. Jeżeli wierzyć pielęgniarce, która się nim opiekowała, to prowadził on wyjątkowo tajemniczy styl życia. Ciągle rozmawiał z kimś mimo, że w pokoju nikogo nie było. Wiele czasu poświęcał medytacjom. Pewnego razu pielęgniarka zastępująca zaufaną już właścicielkę pensjonatu Marię, zastała hrabiego w stanie „uniesienia“. Próbując ocucić medytującego, zapytała o jego stan zdrowia. Oburzony takim postępowaniem hrabia Eugeniusz na pytanie co z nim jest, miał odpowiedzieć: „nic takiego, ja tylko nie żyję“. Zmarł jednak dopiero 9 stycznia 1926 roku, a jego prochy pochowane zostały w Zurichu.

Po śmierci męża, wiosną 1926 roku, hrabina Valeska zdecydowała się odbyć trzecią już podróż do Włoch. Okazało się jednak, że była to jej ostatnia wyprawa. Hrabina Valeska zmarła bowiem w czasie podróży powrotnej, zatrzymując się w miejscowości Lugano. Tam, w małej prywatnej klinice San Rocco, mieszczącej się w willi o imieniu „Emilia“, rozstała się z tym światem 27 maja 1926 roku. Urny z jej prochami nie ma już na miejscowym cmentarzu, tylko w księdze cmentarnej oraz w urzędzie stanu cywilnego zachowały się wzmianki o śmierci śląskiej hrabiny i o jej bardzo skromnym pogrzebie.

Czy nie warto by było zaznajomić się z twórczością tej zapomnianej już dziś śląskiej pisarki pochodzącej z okolic Olesna?

Andrzej Pawlik
Przedstawione powyżej fakty pochodzą z prywatnego archiwum rodziny von Bethusy-Huc. Część informacji zaczerpnięta została ze wspomnień hrabiny Valeski opublikowanych w czasopiśmie „Oberschlesien“, R. 1914 (Januar – Dezember), R. 1915 (Oktober – Dezember) oraz R. 1916 (Januar – März).

Dotychczas ukazały się następujące publikacje prezentujące postać Valeski hrabiny von Bethusy-Huc:

  • (Anonim), Valeska Gräfin Bethusy-Huc, w: „Schlesische Zeitung“, R. 1926, 2. Juni, s. 2,
  • (Anonim), Schrifstellerin Gräfin Bethusy-Huc, w: „Breslauer Zeitung“, R.1926, 5. Juni, s. 2,
  • (Anonim), Zum 70. Geburtstage, w: „Oberschlesien“, 1919 / 1920, Jg. 18, s. 88,
  • Hellmann A., Valeska Gräfin Bethusy-Huc. Eine vergessene oberschlesische Dichterin, w: „Der Oberschlesier“, R. 1926, s. 584 – 589,
  • Keller P., Valeska Gräfin Bethusy-Huc, w: „Wir Schlesier“, R. 1925 / 1926, s. 299,
  • Krzuk E., Valeska Gräfin Bethusy-Huc, w: „Heimatkalender des Kreises Rosenberg OS“, R. 1933, s. 63 – 68,
  • Neisser R., Gräfin Valeska Bethusy-Huc, w: „Oberschlesien“, R. 1903, s. 716 – 717,
  • Szewczyk G., Niepokorna hrabina, Katowice 1999.                                                                            powrót